Ikony boczne
Twitter YouTube Vimeo Flickr RSS

70 lat temu, 1 maja oddział mjra Mariana Bernaciaka „Orlika” zajął Kock

5 maja 2015

70 lat temu, 1 maja oddział mjra Mariana Bernaciaka „Orlika” zajął Kock, rozpędził wiec komunistyczny urządzając na jego miejscu wiec poparcia dla Rządu RP na emigracji, oraz urządził zasadzkę pod Annówką na grupę operacyjną Urzędu Bezpieczeństwa z Radzynia.

Poniżej zamieszczamy opis tego wydarzenia z książki „Żołnierze Wyklęci” autorstwa Jerzego Ślaskiego ps. „Nieczuja” (nota bene podkomendnego „Orlika”) :

„Oddział szedł w kierunku Kocka. Było to rankiem l maja 1945 r., na tydzień przed zakończeniem — choć nie dla wszystkich — wojny w Europie. Dowodził „Świt”, ale „Orlik” był przy nim. Pod odległą o 5 km od Kocka wsią Annówka, na skraju lasu niemal przylegającego do szosy Kock-Radzyń, oddział podzielono. Część, wraz z „Orlikiem”, pozostała tam, reszta kontynuowała marsz. Nie była to duża siła: pluton skrobowiaków oraz kilku innych partyzantów, też mieszkańcom Kocka nie znanych. Razem ok. 40 ludzi. Prowadził ppor. „Alfred” (posługiwał się kilkoma nazwiskami, prawdziwego nie udało się ustalić), nauczyciel, komendant placówki w Kocku. Twarz miał obandażowaną, bo znali go tu wszyscy. Około godz. 10.00 oddział wkroczył do miasteczka. Było w nim zaledwie kilku milicjantów i kilku funkcjonariuszy UB, którzy — zgodnie z zapewnieniami „Alfreda” — oporu nie stawili. Partyzanci doszli opustoszałą ulicą do rynku, wypełnionego ludźmi spędzonymi na pierwszomajowy wiec. Najokazalszy w Kocku budynek, siedziba komitetu PPR i władz miejskich, był udekorowany flagami, widniały na nim wielkie portrety Stalina i Bieruta. Ludzie spoglądali spode łba na zbliżających się ku nim umundurowanych żołnierzy, sądząc, że to pododdział WW przysłany dla ochrony wiecu. Wszystkie ważniejsze punkty miasteczka zostały opanowane bez strzału. Tych milicjantów, którzy nie zdążyli uciec, rozbrojono. Zatrzymano trzech ubowców. Wiec na rynku odbył się, ale miał inny charakter, niż planowali jego organizatorzy. Portrety i transparenty spadły na bruk, jeden z partyzantów pojawił się na balkonie i wygłosił krótkie przemówienie. Powiedział, że zachodni alianci nie dopuszczą do sowietyzacji Polski, przypomniał o obowiązku dochowania wierności legalnemu rządowi RP, przestrzegł przed wspomaganiem PPR i UB w ich walce z AK. Dziś można powiedzieć, że było to bardzo naiwne, ale wtedy ludzie brali takie słowa za dobrą monetę. Słuchali z uwagą, kilkakrotnie przerywając mówcy oklaskami. W tym czasie „Alfred” uzyskał z poczty połączenie telefoniczne z PUBP w odległym o 20 km Radzyniu i poinformował ubowców, że do Kocka wtargnęło kilku bandziorów od „Orlika”, których bez trudu będzie można pojmać, jeśli Radzyń przyśle niewielką grupę operacyjną. Szefa PUBP interesowała głównie liczba owych bandziorów. Gdy „Alfred” zapewnił go, że nie ma ich więcej, niż dziesięciu, obiecał szybką pomoc. Po tej rozmowie łączność telefoniczna została przerwana. Oddział odczekał przez czas potrzebny tamtym na dojazd, a gdy ich nie było widać, owacyjnie przez mieszkańców miasteczka żegnany, ruszył z powrotem w stronę Annówki. Gdy zagłębił się w las w miejscu, w którym czekała reszta, a przez pole, dzielące szosę od lasu, brnęło już tylko tylne ubezpieczenie, spoza zakrętu drogi wypadły dwa odkryte samochody ciężarowe, wiozące ubowców z Radzynia. Było ich, jak stwierdzono później, ok. 60. Na widok zbliżających się do lasu zaledwie kilku umundurowanych i uzbrojonych ludzi otworzyli do nich gwałtowny ogień. Ubezpieczenie zdążyło jednak skryć się między drzewami. Wtedy zaczęły bić ustawione wzdłuż skraju lasu wszystkie karabiny maszynowe oddziału. Obydwa samochody niemal natychmiast znalazły się w rowie. Część ubowców rzuciła się do ucieczki, część skryła w dołach po kartoflach, a pozostali próbowali nawiązać walkę ogniową z oddziałem. Szybko jednak z niej zrezygnowali. Przygwożdżeni seriami kaemów zaczęli podnosić czapki na lufach karabinów, sygnalizując chęć poddania się. Zginęło ich kilku, 24 dostało się do niewoli, reszta uciekła. Gdy uciekinierzy dotarli do Radzynia, trwała tam pierwszomajowa pijatyka. Przerwano ją, ogłaszając alarm i dzwoniąc, gdzie tylko się dało, o pomoc. Paru funkcjonariuszy UB, na których ciążyły wyroki podziemia — zlikwidowano. Oddział nie poniósł żadnych strat. W miejscu tego starcia, w 20 lat później, l maja 1965 r. położono tablicę z napisem: „Wieczna chwała bohaterskim funkc. MO i SB poległym w walce o utrwalenie władzy ludowej we wsi Annówka dnia l V 1945 r.” Rzekomo ufundowało ją, o czym informuje napis, „społeczeń¬stwo powiatu radzyńskiego”. Widnieje na niej 12 nazwisk. Popękana, porośnięta chwastami leży tam do dziś. Tak zakończyła się wyprawa „Orlika” na Kock. Druga w dziejach jego zgrupowania. Po raz pierwszy „Orlik”, bezpośrednio dowodząc oddziałem, opanował Kock 21 marca 1944 r. Dokonał tam dużej akcji zaopatrzeniowej i starł się z grupą żandarmów z Radzynia, tracąc w walce dwóch ludzi: „Wronę” (Stanisław Surmacz) i „Kubę” (Kazimierz Świtaj).”

Partyzanci_WiN_mjr_Orlika__pluton_Boleslawa_Mikusa_Zbika_Lato46

Partyzanci WiN mjr „Orlika” – pluton Bolesława Mikusa „Żbika”, Lato 1946

J.Ślaski, Żołnierze Wyklęci, str. 175-177