Ikony boczne
Twitter YouTube Vimeo Flickr RSS

Jeden z ostatnich kleeberczyków

27 listopada 2017

Z każdym rokiem topnieje grupa wspaniałych żołnierzy – kleeberczyków. W ostatnią sobotę, 25 listopada 2017 r. w Katedrze Polowej Wojska Polskiego w Warszawie, pożegnaliśmy jednego z nich – płk Zbigniewa Makowieckiego. Nie mogło zabraknąć delegacji z Kocka. W uroczystościach wziął udział burmistrz Miasta i Gminy p. Tomasz Futera wraz z Pocztem Szkoły Podstawowej i Sztandarem Środowiska SGO „Polesie”, delegacją nauczycieli i uczniów Szkoły w Kocku.

Mszy św. przewodniczył biskup polowy gen. Józef Guzdek. Kazanie wygłosił ks. ppłk Władysław Kozicki. W trakcie uroczystości przypomniano życiorys pułkownika Makowieckiego. Był to niezwykły człowiek. Wystarczy wspomnieć, że w czasie nauki w gimnazjum Batorego wstąpił do 23 Warszawskiej Drużyny Harcerskiej „Pomarańczarnia”. W 1935 uzyskał stopień podharcmistrza, a w latach 1936–1937 sprawował funkcję drużynowego. Do jego wychowanków należeli m.in. słynni Tadeusz Zawadzki „Zośka”, Jan Bytnar „Rudy”, Aleksy Dawidowski „Alek” i Jan Rodowicz „Anoda”.

Ks. Kozicki przypomniał wojenne losy płk Makowieckiego, a także jego działalność polonijną w Wielkiej Brytanii: „Przeżył życie godnie, szlachetnie, pięknie, gorliwy w czynieniu dobra, wspaniały wychowawca, choć doświadczony chorobami, nie poddawał się. Do końca był z ludźmi i dla ludzi, otoczony przyjaciółmi odszedł miesiąc temu, ale ciągle jest z nami i uczy nas, mówi, że warto i trzeba mieć pasję”. Wspominając o czasach wojennych często przywoływano Kock i ostatnią bitwę kampanii wrześniowej.

Podczas uroczystości odczytano listy, m.in. od ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza. Kościół szczelnie wypełniały liczne poczty sztandarowe, przedstawiciele środowisk kawaleryjskich, kombatanci, harcerze i mieszkańcy Warszawy.

Płk Zbigniew Makowiecki został pochowany z honorami na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach. Został odczytany apel poległych, oddano salwy honorowe i tradycyjnie na koniec wykonano poruszający utwór „Śpij kolego”.

K. Niewęgłowski